I o to chodzi
Z tą wioską to był przykład, wiadomo, że gdyby tylko o wyrżnięcie parudziesięciu osób szło, to Chaosytów byłoby jak mrówków
Dzięki za wykład odnośnie Chaosu w Warhammerze, dowiedziałem się kilku rzeczy, o których nie wiedziałem. Przykładowo nie przypuszczałem, że oddanie się Mrocznym Bóstwom wiąże się automatycznie z utratą wolnej woli. Zdawało mi się raczej, że świeżo upieczony woj wypełnia rozkazy Bóstw z przyjemnością, bo i jemu przyjemność sprawia krew i pożoga.
Arek Daemonclaw nie był z północy, był mieszkańcem Imperium, który sam doszedł do wiedzy o Chaosie i przeżył pobyt na Pustkowiach Chaosu. Okazuje się jednak, że stanowił część tej paruprocentowej grupy tych, którzy stają się później wojownikami w służbie Mrocznych Bogów nie będąc wychowywani w ich kulcie od dziecka. Dzięki za wyklarowanie.
Max Schreiber, podróżujący z Gotrekiem i Feliksem mag z Imperium, który latami studiował Chaos w celach poznawczych, mimo rozległej wiedzy sądził jednak, że Chaos i tak jest pociągający. Mniemam, że wiedzą przewyższał nawet i Jova
, a mimo to ciągnęło go na Pustkowia. Jak to tłumaczyć?
W kwestii historii faktycznie racja, my tu gadu-gadu na fotelach przed kompem, a tam się walczyło o życie. Nie ma sensu o tym pisać, a spekulowanie "czy bym", "czy nie bym" to czcza gadanina i teoria. Nie zmienia to jednak faktu, że jeśli śle się na śmierć tyle ludzi bez możliwości odniesienia zwycięstwa, to coś tam jednak było na rzeczy.
Mój komentarz podyktowany był raczej mocnym dislajkiem dla pompatycznej i plastikowej "hurra-pamiętamy" martyrologii, która zagnieździć się nawet potrafi w głowach i sercach oczytanych studentów...
W kwestii wyrżnięcia: poza widmem więzienia, a zwłaszcza więziennych pryszniców, powstrzymało by mnie jednak jakieś tam poczucie winy
Nie miałbym serca zabić kogoś, kto nic mi złego nie zrobił, a jak sam to powiedziałeś, Jovie, wiedza o tym, czym tak naprawdę jest służba Chaosowi, skutecznie by mnie odstraszyła i wybiła z głowy tego typu idee. Bezpieczniej i chwalebniej jednak byłoby pozostać człowiekiem i nie musieć się później tłumaczyć przed tym czy innym bogiem, który miałby przecież wpływ na to, co z nami będzie po śmierci.
I tu dochodzimy do kolejnej kwestii, którą chciałbym poruszyć:
teologia.
W naszym świecie istnienia boga, bogów, Boga czy Bogów stwierdzić się jednoznacznie nie da. Można interpretować fakty, codzienne zdarzenia, na taką bądź inną modłę, ale pewności odnośnie istnienia jakichś osobowych bytów, oraz odnośnie ich zainteresowania i wpływu na ludzi, mieć nie możemy.
Co innego w Warhammerze, czy w ogóle w wielu fantasy systemach - tam bogowie istnieją i dowodzą swojego istnienia poprzez regularnie dziejące się cuda. Kapłan uzdrawia, mag rzuca czary, zdarza się, że bogowie chodzą po ziemi i przemawiają do ludzi. Niektórzy chcą dobra człowieka, jak Sigmar, inni bawią się swoimi wyznawcami, jak Bogowie Chaosu. Istnieją liczna i niezbite dowody na istnienie bogów.
Wyobraźmy sobie teraz taką sytuację w naszym świecie. Istnieją bogowie, którzy są jak platońskie idee. Istnieje na świecie Miłość, jest więc osobowa, piękna i dobra bogini Miłości, istnieje Nienawiść, jest więc gwałtowny i bezlitosny bóg Nienawiści, istnieje Smutek, istnieje więc zapłakana i troskliwa bogini Smutku itd. itd.
Wyobraźmy sobie, że ci bogowie są na wyciągnięcie ręki i np. pilna i sumienna nauka w jakimś seminarium pozwala na fizyczne i duchowe oddaniu się jakiemuś bogowi/bogini, nawiązanie kontaktu z nim/nią i bycie obdarzonym jego/jej łaskami. Jov np. mógłby rzucić skandynawistykę
, pójść do seminarium i uczyć się na kapłana tego czy innego bóstwa. Zostałby obdarzony misją krzewienia wiary, bo im więcej wiernych, tym bóg jest silniejszy, niósłby słowo Sigmara czy innej Myrmidii w świat i cieszyłby się namacalną łaską swojego bóstwa - mógłby leczyć rany dotknięciem ręki, zaklinać broń za pomocą modlitwy, czuć jego istnienie za każdym razem, gdy złożyłby ręce.
Moje pytanie: jak istnienie takich bogów wpłynęłoby na losy świata?
Czy panowałby na nim większy chaos niż teraz, czy też ludzie, którzy mieliby w końcu niezaprzeczalne i na 100% istniejące wielkie
COŚ, w czym mogliby pokładać wiarę i co byłoby ich gwarancją, że śmierć nie jest końcem a początkiem,
żyliby w harmonii i symbiozie?I czy byliby ludzie, którzy wybieraliby tych złych bogów (np. tego od Nienawiści)
kosztem spalenia mostów do tych dobrych? Tak jak w Warhammerze, jeśli wybrałeś Chaos, to powrotu do Sigmara już nie ma.
Czy byliby ludzie na tyle szaleni i nienawistni, że wybieraliby czynienie zła i sianie terroru w imię Nienawiści? Myślę, że tak. Wydaje mi się, że każdy wybierałby boga pod swój charakter i system wartości.
Jak z kolei to wpłynęłoby na świat? Czyżby wieczna wojna, jak w WH? Czy świat WH bez bogów nie byłby przypadkiem sielankowym Faerunem albo którymś ze światów Final Fantasy? Jak w końcu czułaby się wykorzystana i rzucona kapłanka Miłości, czy nienawidząc tego czy innego chłopa nie zbliżałaby się w stronę Nienawiści i grzeszyła tym samym przeciw Miłości?
Piszcie.