RPG@UG: Forum Gier Fabularnych Uniwersytetu Gdańskiego
 
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Aktualności: Dead but dreaming
 
Strony: [1]   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Drużyna WA, sesja #8 - Gas Pipe  (Przeczytany 756 razy)
0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Ash
Naczelny Lurker Stada
Wtajemniczony kultu
**
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiadomości: 154



Zobacz profil
« : Kwiecień 08, 2011, 18:57:10 »

(Gdyby Nick nauczył się kiedyś pisać i wziął się za pamiętnik...)

Śmierdziało. Tak jak śmierdzieć może tylko gówno w niespłukiwanych od 30 lat kanałach. Podobno idzie się do tego przyzwyczaić, ale ja w to nie wierzę. Tunel przez który się właśnie przeprawialiśmy był rzeką, o ile można użyć tej nazwy, odchodów, ścieków i czego tam jeszcze. Jakiś chemik pewnie dałby radę napisać pracę o nowych substancjach jakie tam powstawały. Ja wolałem się stamtąd po prostu wynieść. Tak jak i moi kompani, a także reszta wioski.
W bocznym korytarzu, mniej syfiastym, niespodzianka - dwa obdarte dzieciaki nad rozwalonym robotem. Widok na miarę czasów - dwaj smarkacze ręczną piłą do metalu rozkładają półtonowego robota. Po ostrym przepytaniu wyszło, że sami tego nie rozwalili, Billy coś tam wspomniał o jakimś EMP. Nieważne. Grunt, że byli z Gas Pipe i mogli nas tam doprowadzić. Ta pieprzona wędrówka ludów miała się niedługo skończyć.

Godzina czy dwie dreptania - okrężną drogą, bo jakże by inaczej - i byliśmy na miejscu. Podziemia elektrowni, ciepłowni czy jakoś tak. Molochowe maszynki jeżdżące pod sufitem. Całe szczęście zanim kogoś zaświerzbił spust to wyjaśniono nam żeby ich nie ruszać. Podobno póki ludzie ich nie zaczepiają, to Moloch się nie interesuje. Jak dla mnie gówno prawda, bo Moloch interesuje się wszystkim. No ale ich podwórko, ich zasady. Na powitanie, chłodne zresztą, wyszedł nam koleś w niebieskim wdzianku imieniem Navy. Poinformował nas zwięźle, że własność tutaj jest wspólna. Ci którzy chcą mogą zostać, a Ci którym się nie podoba to won. Proste. Nieco niepewną atmosferę rozładował Alex który wyciągnął skrzynkę Coli i zaczął obdzielać jak leci. Od razu się nastroje poprawiły i już byliśmy swoi. Z opcji "won" nikt nie skorzystał. Dowiedzieliśmy się też że spora część wioski choruje na coś tam. Zarazili się pijąc wodę z rur Molocha. W sumie czego się spodziewali. Sanchez coś tam mamrotał o antybiotykach, że niby mogą pomóc. Pewnie tego będziemy szukać.

W ramach odpoczynku i dalszego rozwijania relacji międzywioskowych Alex sprał lokalnego osiłka w pojedynku, a Terrence dał się okantować na rozwalonym pistolecie - może wreszcie nauczy się nie wierzyć ludziom na słowo tylko oglądać co dają. Zresztą - okazało się, że wspólne to wspólne, a to co człowiek ma po kieszeniach to jego. Z tej nieudanej transakcji wyszło jedno dobre - dowiedzieliśmy się że lokalny rusznikarz złota rączka, niejaki Jeremiasz, leży złożony chorobą, prawie umierający. Węsząc okazję zaciągnąłem naszego łapiducha żeby się pobawił w swoją magię i postawił faceta na nogi. I w sumie magia to była, bo Sanchez coś tam pogadał, dał jakąś pigułkę, poględził jeszcze trochę i facet siły do życia odzyskał - cudotwórca normalnie. I to było na tyle - chyba wszystkich nas potem ścięło z nóg zmęczenie.

Rano okazało się, że nie posiedzimy sobie bezczynnie na tyłkach - Navy wysłał nas do rozebrania i przytachania tego robota co to leżał przy wejściu. Ja się dorobiłem lepszej spluwy i latarki - w końcu nie wiadomo czy nie napadną nas kumple tego blaszaka. Poszła nasza wspaniała piątka oraz Jeremiasz i kilku z wioski. Na miejscu McDonald z Jeremiaszem zaczęli debatować jak tego bydlaka rozłupać, a jak to ja - zamiast stać i się nudzić polazłem zwiedzać. Ze mną zabrali się Terrence i Sanchez. Połaziliśmy trochę w jakimś opustoszałym tunelu aż w końcu trafiliśmy na zamknięte drzwi. Takie jak, nie przymierzając, od sejfu, ino większe. Terence próbował z topora, ja próbowałem z kopa, ale równie dobrze moglibyśmy do nich pukać - nawet nie drgnęły. Zamknięte na taki jakiś śmieszny elektryczny zamek, że niby na kartę jakąś. Ale jak rozwaliłem tenże zamek, to w środku kabli od cholery. Jak prąd dobrze robi maszynom, to i zamkom powinien, nie? W końcu i jedno i drugie ma kable w środku. Przyczepiłem więc kilka drutów do swojego paralizatora i nacisnąłem spust. Jakieś bzzzt, psst, zgrzyt, srut i jeszcze masa innych odgłosów i nie do wiary - drzwi się otworzyły. Kurde, aż się dumny poczułem, że taki dzikus, a z zamkiem sprzed wojny sobie poradził. W środku korytarz i szyb, że niby od windy, ale ta u góry gdzieś była. Dziura głęboka na 100 metrów, trochę niepewny byłem - w końcu wspinaczka to nie moja mocna strona. Terrence też się zbytnio nie kwapił. Ale w końcu obietnica tego co można znaleźć na dole wygrała. Jakimś cudem zjechaliśmy po linach które przy ścianie leciały (McDonald coś później mówił o przeciwwagach, ale nie załapałem o co chodzi.. jak można ważyć coś stalową liną?) i nie zabiliśmy się przy tym. Sanchez został na górze.

W środku kolejny tunel, zarośnięty pajęczynami (czym się te cholerniki żywią? kurzem?) i pomieszczenie. Jakieś biurko, jakieś papiery, nic ciekawego. No, ale mapa była na ścianie, a Terrence mi przeczytał, że gdzieś tam magazyn leków jest. Przypomniałem sobie te antybakterianty Sancheza, to i od razu tam pognałem - im szybciej znajdziemy co trzeba tym szybciej wyniesiemy się z tej dziury do jakiegoś miejsca gdzie nie rządzi Moloch. Zaglądam do tego magazynu a tu dupa - puste półki. Wysłaliśmy Sancheza po dwóch pozostałych - liczyliśmy że nasza złota rączka da radę odpalić tutejsze mechaniczne zabawki. Jak już dotarli to McDonald zjechał do nas na dół a Alex i Sanchez zostali na górze żeby nas potem wyciągnąć. Po dokładniejszych oględzinach okazało się, że to jakiś bunkier budowany jeszcze długo przed wojną i w dodatku nieukończony. Zasilania nie udało się odpalić, więc pokręciliśmy się, pozbieraliśmy trochę ciekawych znalezisk i zabraliśmy części z generatora (Navy wspominał że mają problemy z ichnim) i zabraliśmy tyłki z powrotem na górę...

(Wyszedł mi wall of text. Kudos dla tego który to przeczyta. Wszelkie błędy to zamierzona stylizacja na analfabetyzm Nick'a Język )
Zapisane

Shapes in shadow
a glint of steel
the silence steals my happy life
Strony: [1]   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

ads wild-heart niezrozumieni elchi conworlder